Niestety nie pamiętam, kto sformułował te słowa podczas mojej aplikacji, ale były niezwykle trafne. Gorąco polecam je wszystkim urzędnikom i sędziom:
'Sędzia powinien kierować się
przepisami prawa, ale przede wszystkim zdrowym rozsądkiem. Niestety, tego
drugiego często brakuje.'"
Wrocławski sąd, w końcowym
rozstrzygnięciu, przyznał rację zdrowemu rozsądkowi. Ale zanim to nastąpiło,
Edyta musiała zmierzyć się z systemem, który – w imię sztywnych przepisów –
gotów był zniszczyć rodzinę.
Historia Edyty to gotowy
scenariusz na film o zmaganiach z bezduszną machiną urzędniczą:
- Negatywna opinia ośrodka
adopcyjnego z Poznania – urzędnicy uznali, że 50 lat to "zbyt wiele",
by być matką
- Dwie sądowe odmowy –
sędziowie, zamiast spojrzeć na więź między Edytą a dzieckiem, powtarzali jak
mantrę: "przepisy, przepisy..."
- Absurdalna argumentacja –
jak stwierdzenie, że rozdzielenie ich "nie będzie destrukcyjne" dla
dziecka
Dopiero gdy w sprawę
zaangażował się Rzecznik Praw Dziecka i prokuratura, tryby machiny prawnej
zaczęły się obracać w dobrą stronę. Sąd w końcu uznał to, co dla każdego
obserwatora było oczywiste:
1. Wiek to tylko liczba –
dojrzałość emocjonalna ważniejsza niż data urodzenia
2. Miłość mierzona czynami –
wieloletnia opieka Edyty dowiodła, że jest prawdziwą matką
3. Dobro dziecka ponad
paragrafy – stabilizacja ważniejsza niż formalne kryteria
Cytat sprzed lat, który stał
się mottem tej walki, przypomina nam prostą prawdę: prawo stworzono dla ludzi,
a nie ludzi dla prawa. I choć "zdrowego rozsądku często brakuje" –
tym razem jednak zwyciężył.